sobota, 31 maja 2014

Moje dzisiejsze zakupy

Cześć dziewczyny!

Taka piękna pogoda. Aż żal było siedzieć w pracy, na szczęście mogłam wyjść wcześniej. Postanowiłam skoczyć do Galerii Dominikańskiej i pooglądać sobie parę rzeczy, widziałam kilka świetnych bluzeczek i chyba jutro sobie sprawię coś na Dzień Dziecka. Byłam w C&A i kupiłam bluzeczkę na ramiączkach, oczywiście czarną, bo ja się chyba nie umiem zdecydować na kolory :(
Do tego poszłam do Rossmana, właściwie po żarcie dla kota, ale jak zobaczyłam olejki do włosów po 4zł, to musiałam przygarnąć. Zresztą przygarnęłam też kilka innych rzeczy:
1. Dwie farby z Palette - Intensywna czerwień - rudości mi się już znudziły, pora wrócić do czerwieni na lato.
2. Cukrowy krem do depilacji, nie miałam, spróbuję czy to dobre czy nie.
3. Wspomniany wcześniej olejek z GP, były też inne + balsamy, ale wzięłam tylko ten na próbę.
4. Bielenda, saszetka z peelingiem drobnoziarnistym, do wypróbowania
5. Bielenda, saszetka z maseczką detoksującą.
Plus oczywiście żarcie dla Gordona, który się do Was uśmiecha :) W poniedziałek ściągamy szwy z brzuszka, mam nadzieję, że się wszystko ładnie zagoiło.
Buziaki!

Wszystkiego co najlepsze z Okazji Dnia Dziecka! ;*

wtorek, 27 maja 2014

Akcja 100 książek: Wprowadzenie

Lubię czytać. Lubię czytać różne rzeczy - gazety, składy, newsy i przede wszystkim książki. Czytam od małego dziecka, czytam bajki, baśnie, kryminały, thrillery, komedie, romanse, literaturę współczesną, klasykę i inne rodzaje. W tym roku postawiłam sobie za cel 50 książek. Aktualnie wydaje mi się to mało, bo na koncie mam już 45. Dlatego uczestniczę sobie w akcji 100 książek na rok. Jest to dla mnie forma też statystyk, widzę co czytam, po co sięgam chętniej, lubię jak liczby się zwiększają.

Ostatnio częściej sięgam po literaturę faktu, po książki historyczne, współczesne - mniej po powieści. Często trafiam na koszmarki, na czytelnicze nieporozumienie, ale zdarzają się też książki, które pochłaniam w jeden dzień. I chciałabym się z Wami podzielić swoimi przemyśleniami na temat przeczytanych książek, zarówno tych złych jak i tych dobrych. Pojawią się tutaj książki, które wywołały uśmiech, złość, zniesmaczenie, zniechęcenie bądź łzy, które dają czas na przemyślenia, i które wywołują w czytelnikach tylko politowanie. Które rozumiem i których fenomenu nie rozumiem. Które sprawiają, że pragnę być gdzieś indziej i dzięki którym doceniam to co mam.

Nie chcę tutaj pisać recenzji, nie o tym będą wpisy - recenzję można znaleźć gdzie indziej. Chcę tylko przybliżyć Wam daną pozycję. Może któraś z Was podzieli te same uczucia? Może wywołamy dyskusję zgoła inną?
Nie wiem, czy będą to regularne wpisy, wiem że jest kilka pozycji, które są warte prezentacji na blogu z takiego bądź innego względu. Jednak chciałabym poznać Wasze zdanie, czy jesteście zainteresowane?

Na początek chciałabym zaprezentować te pozycje:
"Elizabeth i Katarina" M.Fredriksson
"Co finowie mają w głowie" W. Eilenberger
"Kryminalny Wrocław. Mroczne przechadzki po mieście" zbiorowa.
"Kobieta w klatce" J. Adler-Olsen
"Trupia farma." B. Bass, J. Jeffenson
"Czarownice z Salem Falls" J. Picoult
"Kroniki lekarza sądowego" M. Sapanet
"Księga bez tytułu" Anonim

Czy któraś pozycja szczególnie Was zainteresowała?
Pozdrawiam,
Mirielka

czwartek, 22 maja 2014

I masz babo nieświeżego ogórka czyli Recepty Babci Agafii [recenzja]

Kiedy na blogach królowały rosyjskie kosmetyki i każdy słyszał o specyfikach Babci Agafii postanowiłam sama się przekonać, z czym to się je. Pobuszowałam się, wybrałam sobie coś do twarzy (bo moje włosy niekoniecznie przepadają za rosyjskimi specyfikami), myślałam też nad czymś innym, ale zrezygnowałam. Tak więc na stronie bioarp.pl zamówiłam Scrub do twarzy - do wszystkich typów skóry - z sokiem z ogórka i miodem z Recept Babci Agafii. Trzeba przyznać, że zamówienie miałam zrealizowane dość szybko i bodajże na następny dzień już się cieszyłam na wspólne mycie. Czy jednak ze specyfiku jestem zadowolona?

Produkt mamy zamknięty w plastikowej, przeźroczystej tubie o pojemności 150ml. Widzimy przez to ile kosmetyku nam jeszcze zostało. Jedynym dystrybutorem tego kosmetyku jest Bioarp Polska. Tuba ozdobiona zwyczajnie, z nadrukowanymi informacjami, z tyłu naklejona karteczka z polskimi informacjami. Co prawda nie wiem jaki to papier, ale od wody nie odlazł, a może to dobry klej? No mniejsza z tym - karteczka nieestetyczna, ale nie ma przecież wpływu na działanie kosmetyku. Opakowanie na zatrzask - to lubię. Stoi spokojnie na głowie i spływa.

Producent ma głos:
Delikatny scrub do twarzy głęboko i delikatnie oczyszcza pory, dotlenia komórki skóry, nasyca je witaminami, stymuluje prawidłową przemianę materii. Aktywne wykształcenie nowych komórek skóry wpływa dobroczynnie na jej wygląd zewnętrzny. Staje się gładsza, przybiera naturalny różowy odcień.

Składniki aktywne:
Ogórek – ma ten sam odczyn PH, co skóra, korzystnie wpływa na jej kondycję. Sok z ogórka łagodzi podrażnienia i zmiękcza skórę. Nawilża ją, tonizuje i odświeża. Działa ściągająco, wygładzająco i wybielająco. Rozjaśnia piegi i przebarwienia. Szczególnie polecany dla osób z cerą tłustą, trądzikową i skłonnością do wyprysków.
Miód – podwyższa napięcie skóry, czyni ją miękką i gładką. Wzmaga przepływ krwi w tkance skórnej, przez co skóra nabywa elastyczności, wygładzają się zmarszczki. Miód wykazuje działanie odkażające i oczyszczająco - lecznicze, usuwa złuszczony naskórek, oczyszcza pory


Skład:Aqua, Lauryl Glucoside, Cocomidopropyl Betaine, Glycerin, Polyethylene Aclrilic Polymer, Sodium Hedroxyde, Cucumis Sativus Extract (sok z ogórka), Mel (miód), Allantoin, Parfum, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone


Zacznijmy od tego, że scrub jest strasznie delikatny. Wręcz ma ledwo wyczuwalne drobinki, i gdyby nie to, to można uznać go za zwykły żel. Rozprowadza się w miarę, ale jest bardzo rzadki. Nie pieni się. Drobinki zamiast zaopiekować się twarzą, włażą we włosy i siedzą tam. Twarz po myciu jest.. zwyczajna. Scrub nie podrażnia, trochę wysusza, powoduje zaczerwienienia owszem, jest ciut gładsza przez chwilę (bo efekty znikają po ok. 30 minutach) i to by było na tyle z tych dobrych działań.
Natomiast najważniejsza rzecz - na początku scrub pachniał przyjemnie. Po pewnym czasie stosowania zaczął śmierdzieć zepsutym, wręcz zgniłym ogórkiem. Nie umiem tego zapachu konkretnie określić, ale jakbyście poczuły, to zrozumiecie. Data przydatności do stycznia 2016. Nie był otwierany wcześniej, po miesiącu nie powinien się zepsuć, a jeśli tak, to informacja, że należy go zużyć w ciągu miesiąca powinna być widoczna. To wszystko sprawia, że używanie go, kiedy nie daje widocznych efektów, a zapach powoduje odruch wymiotny nie należy do przyjemnych. Tym bardziej, że niestety ale zapach utrzymuje się długo. Nie wiem do czego zużyję tę resztkę. Długo się teraz zastanowię, czy kupować coś innego zarówno z rosyjskich kosmetyków, jak i rzeczy do twarzy. Na szczęście, jak miałam zwykłą twarz, tak efektu tego nic nie popsuło, nawet zepsuty ogórek.
Szczerze? Nie polecam, ale może ktoś miał inne, lepsze doświadczenia w tej materii?

No i prośba - Gordon ma dzisiaj operacje podwójną - przepuklina i kastracja. Trzymajcie kciuki, żeby wszystko było ok. Cholernie się martwię, a nie mogłam jechać z nim.

wtorek, 20 maja 2014

Nadzieja dla ziaji. Recenzja kremu do rąk.

Odkąd pamiętam, kosmetyki ziaji nie były dla mnie dobrym wyborem. Sięgałam po kremy, balsamy, mleczka, żele i inne takie i albo kosmetyki śmierdziały, wysuszały, nie działały tak jak trzeba, nie dawały żadnych efektów, albo z moją skórą robiły wręcz rzeczy dziwne. Jedynym produktem, który kupowałam bez problemu był krem do rąk z kozim mlekiem, ale ta stara wersja - nowa już mnie nie zadowoliła. Pogodziłam się więc z myślą, że ziaja nie dla mnie.

Aż tutaj pewnego pięknego i pracowitego dnia posmarowałam łapki kremem do rąk z proteinami jedwabiu i prowitaminą B5 i wiedziałam, że ten produkt kupię. Chcecie wiedzieć jak to się dalej skończyło?

Od strony technicznej krem mamy zamknięty w plastikowej tubie z odkręcaną nakrętką - dla mnie to minus, wolę na zatrzask. Biała tuba z fajnym designiem przyciąga wzrok i skrywa 100ml produktu. Ja kupiłam krem za 2,99zł w Almie. Cena regularna to ok. 3,70 - czyli tanio jak na krem. Nie wiem gdzie jeszcze można kupić ten krem, oprócz drogerii internetowych, bo szczerze mówiąc nie zwracałam na to uwagi. Podejrzewam apteki oraz inne sklepy z produktami ziaji. Opakowanie strasznie szybko się brudzi oraz zdziera. No cóż, dla estetów to problem, ja na to nie zwracam uwagi.

Sam krem wg producenta "odczuwalnie nawilża skórę dłoni. Doskonale ją zmiękcza i wygładza naskórek. Łagodzi podrażnienia dłoni, szczególnie po pracach domowych. Posiada właściwości pielęgnujące oraz wzmacniające paznokcie, przy czym subtelnie pachnie i szybko się wchłania". 
Proteiny jedwabiu aktywnie nawilżają włosy i skórę. Działają regenerująco. Przywracają włosom miękkość, elastyczność i połysk. Wyraźnie kondycjonują i wzmacniają skórę. Chronią przed negatywnym wpływem czynników zewnętrznych. Prowitamina B5 (D-panthenol)
w skórze ulega przekształceniu w witaminę B5. Doskonały składnik pielęgnacyjny, który posiada zastosowanie we wszystkich preparatach pielęgnacyjnych. Intensywnie nawilża, zmiękcza i uelastycznia naskórek. Skutecznie łagodzi podrażnienia, działa kojąco i osłaniająco na nadmiernie wrażliwą skórę oraz błony śluzowe. Działa korzystnie również na włosy. Wygładza ich powierzchnię, przywraca połysk i ułatwia rozczesywanie. 
 
Jak to wszystko się ma do działania? Świetnie! Krem ma bardzo lekką konsystencję, w miarę szybko się wchłania, nie zostawia tłustego filmu na skórze, pozostawia za to uczucie gładkości, nawilżenia i delikatności. I pozostawia bardzo ładny zapach. Dłonie są delikatne, gładkie, dba o skórki i pazurki, poprawia wygląd zniszczonych dłoni, nawilża, chociaż przy większym przesuszeniu trwa to trochę dłużej - więc z tym nawilżaniem to zależy od dłoni. Nie lepi się, nie klei. Natomiast kolejny minus, bo za każdym razem jak umyjemy ręce należy go nakładać. Przez to też nie jest aż tak wydajny jakbym chciała. Doraźnie działa na dłonie oraz paznokcie, mam bardziej zadbane skórki, mniej pękają - ogólnie zapobiega uszkodzeniom. Regularne stosowanie daje efekty. Gdyby jeszcze bardziej nawilżał kochałabym go miłością wielką i dozgonną. I subiektywne uczucie - po częstszym stosowaniu krem łagodzi podrażnienia, wygładza zmarszczki i wygładza koloryt skóry. Mniej przebarwień. Ujednolica naskórek, co dla mnie jest dużym i miłym zaskoczeniem.

Podsumowując:
+ cena
+ konsystencja
+ zapach
+ działanie łagodzące, wygładzające
+ efekty

- wydajność
- słabe nawilżanie
- zakrętka!

Jak ziaji nie lubię, tak ten krem jest zbawieniem dla moich dłoni. Nie powiem, że przy nim zostanę na wieki, ale będę często do niego wracać, bo szukam idealnego nawilżania. Ma kilka słabych minusów, ale nie na tyle, żebym go odstawiła w kąt. Natomiast to jeszcze nie jest ten jeden jedyny, chyba że moje dłonie w pewnym momencie zadecydują inaczej. A wy? Miałyście, stosowałyście? A może coś powiecie o pozostałych produktach z tej serii?

Buziaki, 
Mirielka

poniedziałek, 19 maja 2014

O czym chciałybyście przeczytać posty na blogu?

Pytanie z tych banalnych, ale do wczoraj wychodziłam z założenia, że skoro nie mam dla Was kosmetycznych recenzji, to nie mam o czym pisać.
A jednak się okazuje, że nie tylko takie posty Was interesują. Mam kilka pomysłów, które chciałabym zrealizować, ale czy chcecie o nich czytać? Chciałabym opisać:
  • pozycje książkowe/filmowe, które ostatnio mnie zachwyciły i polecam
  • miejsca, które chciałabym zobaczyć/bądź ostatnio zobaczyłam
  • sportowo/fitnessowe
  • z dziedziny zdrowego odżywiania
  • nowinki kosmetyczne
  • nowinki ze świata fitnessu
  • porady dotyczące ćwiczeń, odżywiania
  • posty typowo zakupowe - ciuchy, kosmetyki, książki :)

O czym chciałybyście poczytać, a czego nie poruszać?

niedziela, 18 maja 2014

Przepraszam Was moje czytelniczki (post wyjaśniający)

Przepraszam Was.
Przepraszam Was z całego serca, że zniknęłam bez słowa. 

Wiele się przez ostatnie dwa miesiące działo, wiele się zmieniło, ten blog stal się czymś innym, niż początkowo zakładałam. Ja się też zmieniłam. Poza tym jest maj - bolesne wspomnienia wracają do mnie ze zdwojoną siłą. Nie chciałam ani oszukiwać siebie, ani Was.

Dwa lata temu, kiedy zakładałam bloga uważałam, że stanie się niejako odzwierciedleniem mojej przemiany z brzydkiego kaczątka w łabędzia. Z czasem odnalazłam w nim jakąś taką odskocznię od rzeczywistości, gdzie zapominałam o problemach wszelakiej maści. Ale jednak te problemy dopadły i mnie. Tutaj.

Jednym z głównych moich problemów są finanse. Niełatwo się żyje, kiedy ledwie starcza od pierwszego do pierwszego, a utrzymujesz mieszkanie, kota i siebie. Gdzie w tym wszystkim można znaleźć czas jeszcze na rozpieszczanie siebie i kupowanie czegoś do testowania? Ale chyba po to ten blog jest, aby się podzielić nowinkami, pochwalić zakupami czy zrobić recenzję. Tylko, jak już mam swoje ulubione rzeczy, bo na inne nie bardzo mogę sobie pozwolić, to blog zamiast odskocznią od problemów stawał się palącą przypominajką "nie stać cię". Fakt, nie stać na wiele rzeczy. Ale sobie jakoś radziłam. Nie chciałam z bloga zrobić targu próżności, gdzie większość wpisów to albo zakupy, albo co gotuję czy lubię czytać - chciałam się podzielić taką wiedzą, ale na dłuższą metę, nie po to miał być ten blog.

Potem coraz mniej miałam serca do recenzji, do powielanych schematów. Wydawało mi się to tak strasznie na siłę. Dlatego tak mało postów ostatnimi czasy. Chciałam, aby blog był lubiany. Niestety... kwiecień to miesiąc, który bardzo mi zaszkodził. znowu, zamiast recenzji miałabym tylko złe wieści - na początku kwietnia, właściwie pod koniec marca zmarła mi babcia. Może gdybym to napisała, uniknęłabym wielu nieprzyjemnych sytuacji potem. Ale zostawiłam dla siebie, bo przecież blog miał być nie o tym. Miał być radością, nie smutkiem.
Może śmierć babci, to nie jest wydarzenie, które powoduje tak wielki zastój. U mnie problemem było to, że oprócz śmierci, borykałam się z wyrzutami sumienia i samotnością, dodatkowo doszło odrzucenie przez własną rodzinę. Jakbym nie miała prawa cierpieć, jakbym była nikim, kimś wręcz obcym. Bolało. Więc ból zamknęłam w sobie. To był błąd. Stres, silne przeżycia i praca sprawiły, że pod koniec kwietnia wylądowałam w szpitalu. Przez prawie dwa tygodnie lekarze wszelkiej maści zastanawiali się co mi jest. Do tej pory do końca tego nie wiem. Na SORze pani nie potrafiła mi pobrać krwi, nie wiedzieli że jestem odwodniona (a mimo to podali ketonal) i nie zrobili podstawowych badań. Później inni lekarze, mimo badań leczyli mi coś, czego nie miałam, a ból jak był, tak jest. Problem z jelitami, wychodzą mi między żebrami. Kurczą się, bolą i to wszystko wina stresu. Potem nieprzyjemna wiadomość, że najwspanialszy przyjaciel na świecie opuszcza mnie i wyjeżdża. Wiem, że dla niego to jest szansa i nie pozwolę mu jej zmarnować. Ale w środku boli jak cholera. Jakbym znowu straciła coś tak bardzo cennego. Cóż, jakby tego było mało, straciłam pracę. wyrabiając targety miesięczne na 108% stwierdzili,że jestem za słaba (problem w tym, że oprócz mnie nikt tego nie wyrobił). Cóż, pogodziłam się z tym.
Pogodziłam się też z tym, że czasami muszę się wygadać i przestać przejmować. Bo jak się przejmuję, moje wnętrzności znowu zaczynają wariować. Mam pewien plan co do tego wszystkiego. Jak to dalej ma wyglądać.
Przestałam się też przejmować tym, że mnie nie stać. Będzie stać kiedyś, a jak nie, to trudno. Poza tym, blog będzie odbiciem mnie. Nie tylko recenzje, nie tylko zakupy. Czasami prywatnie. Bo tego potrzebuję. Bo to jest moje miejsce.

A więc przestanę się też przejmować tym, że dwa lata temu, ten blog miał być spisem mojego życia w innym świecie. Trudno, nie wyszło. Jest tylko tu i teraz, czyż nie?

Więc jeszcze raz przepraszam Was wszystkie. I proszę o wyrozumiałość. I o życzliwość.