poniedziałek, 28 października 2013

Październikowe nowości

Październik to czas pięknej pogody, pewnych postanowień i kilku nowych mieszkańców mojej kosmetyczki oraz jednego żywego kota. Bardzo żywego kota. Dlatego chciałabym zaprezentować te moje skromne nowości. Zacznijmy od kota (tak, podbił mi serce, zaraz podbije bloga)
Gordon na swoim ulubionym krześle śpi. Mogłabym patrzeć na niego godzinami. Jak nie śpi to bryka, a to pakuje się w mojego papcia i szoruje po podłodze, a to atakuje nogawki lub firanki, a to bawi się ziarenkiem kawy. I wiecie co? Znowu mam ochotę żyć! Jest u mnie tydzień, a już wywrócił moje życie do góry nogami.

Praca w Carrefour ma swoje plusy. Czasami mogę trafić na cenowe perełki, takie jak ta. Dobry krem do rąk z Garniera ustrzeliłam za.. 1,99zł! Końcówka serii, termin do 2015 roku, chęć na wypróbowanie, to nie zostawię go samopas. Niestety został dość szybko wykupiony, dlatego nie zrobiłam zapasów i nie mogłam obdarować nim nikogo. Krem ciekawy, typowy olej w wodzie, lekki, szybko się wchłania i ma działanie kojące dla moich rąk kasjerki. I rąk po kocich atakach. Jestem zadowolona z tego zakupu, nawet bardzo zadowolona.

Kasując klientkę zwróciłam uwagę na tę właśnie saszetkę. Mignęła mi maska na włosy z olejkiem arganowym z Joanny. Droga nie jest, więc postanowiłam sobie zakupić, mimo iż kosmetyki z Joanny nie należą do moich ulubionych. Saszetka posiada szampon i maseczkę do włosów. Z tego co widzę, to seria dość pokaźna w pełnych produktach - maseczka, szampon, odżywka, serum, odżywka dwufazowa i jedwabisty eliksir. Wypróbuję i przekonam się o jego działaniu. Jak pierwsze efekty mi się spodobają zapoluję na normalne produkty i poużywam.Obiecują wiele, więc zobaczymy jak to z tymi obietnicami będzie.

Wiem, że brakuje mi minerałów. Więc jakoś tak, podczas kupowania produktów na przeziębienie, zapytałam w sklepie zielarskim o jakiś suplement. Pani poleciła mi suplement diety - Silica, dała dwa listki po 20 tabletek i tak prawie cały październik, prawie regularnie łykam sobie po jednej tabletce. Cudów nie oczekuję, bo mój organizm zdecydowanie wymaga pielęgnacji, witamin, minerałów i innych i to w bardziej regularnym stosowaniu, ale jakąś poprawę zauważam. Dokończę ten listek i zobaczę co dalej. Z ulotki wynika że dobrze działa na włosy, skórę i paznokcie. Muszę przyznać że stan moich depresyjnych włosów uległ niewielkiej poprawie, ale do doskonałości jeszcze daleka droga.

 Moja babcia wręczyła mi mleczko do demakijażu z L'Oreal ze słowami, że ona się już nie maluje, a ja wykorzystam. Mleczko nietknięte, a ja i tak miałam zamiar sobie coś kupić. Co prawda przeznaczone jest dla starszego typu skóry ale nie zaszkodziło mi do tej pory. Mleczko jest dosyć treściwe, o przyjemny, chociaż chemicznym zapachu, dobrze zmywa, nie szczypie, nie ściąga, Dodatkowo daje ciekawe uczucia na skórze. Zobaczymy po dłuższym stosowaniu. To drugie mleczko z tej firmy jakie posiadam. Złe nie jest, chociaż dla wielu blogerek L'Oreal to zuo w najczystszej postaci. No cóż, zobaczymy co dalej ;)

Przypadkiem trafiłam do Lidla. A w Lidlu rzucił mi się w jedno oko żel do mycia twarzy z Cienia. Firma ta nie kojarzy mi się za dobrze, miałam szampon od nich, potem żel, potem zrezygnowałam całkowicie. Jakoś tak. No ale wracając, żel się rzucił i nie chciał tego oka opuścić, dodatkowo rzucał się na drugie oko, popełnił niepełne samobójstwo rzucając się z półki do koszyka i szeptał weź mnie, weź mnie! No to wzięłam biedactwo do domu. Wypróbowałam i powiem, że całkiem fajne. Delikatnie oczyszcza twarz, nie wysusza, nie ściąga. Kusi mnie znowu przypadkiem trafić do Lidla i zakupić peeling do twarzy. Ale to może za jakiś czas.

Co Was zainteresowało i chciałybyście poznać w recenzji? :)
Buziaki,
Mirielka

niedziela, 27 października 2013

L'Oreal Paris, Elseve Nutri Gloss Light - odżywka upiększająca - recenzja

Gordi wiele rozumie, niestety... Wczoraj wieczorem stwierdziłam, że rano muszę napisać recenzję na bloga. Wiec co robi mój kot? Budzi mnie o 6 rano, miauczy, jeść nie chce, przytulać się nie chce, nawet bawić się nie chce. Mam pisać i już, przecież mówiłam...Więc z porannym kubkiem kawy i Gordim na kolanach, który teraz się łasi do mnie, zasiadam do pisania. A o czym? O używanej przeze mnie odżywce do włosów z Elseve!
Odżywkę kupiłam sobie w promocji za bodajże 7,99 za 200ml.

Co o niej mówi producent?
"Laboratoria L'Oreal znalazły inspirację w naturze i zastosowały w formule Nutri-Gloss Light dwa składniki aktywne Proteinę Perły i Cytrus.
Formuła z cytrusem zapewnia włóknom włosów zrównoważone odżywianie od nasady po końce, bez ich obciążania. Uwalnia włókna włosów od osadów i wygładza, aby zanieczyszczenia w mniejszym stopniu do nich przylegały.

Formuła wzbogacona perłą (pochodna perły), działa niczym koncentrat blasku: włosy wychwytują i silnie odbijają promienie światła."

Skład:
Aqua/Water, Cetyl Alcohol, Peg-180, Behentrimonium Chloride, CI 17200/Red 33, Hydroxyethylcellulose, Dodecene, Hydrolyzed Conchiolin Protein, Trideceth-6, Chlorhexidine Dihydrochloride, Poloxamer 407, Limonene, Linalool, Amodimethicone, Propylene Glycol, Alpha-Isomethyl Ionone, Cetyl Esters, Methylparaben, Bht, Butylphenyl Methylpropional, Citronellol, Cetrimonium Chloride, Citric Acid, Citrus Limonum/Lemon Fruit Extract, Lauryl Peg/Ppg-18/18 Methicone, Hexyl Cinnamal, Parfum/Fragrance

Odżywkę kupiłam pod wpływem impulsu. Lubię odżywki, które mają działania widoczne, a ja lubię jak moje włosy się świecą. Wypróbowałam raz, potem drugi i się zastanawiam, czy efekt będzie lepszy z szamponem czy bez niego? Bo faktycznie, moje włosy po tej odżywce świecą się jak.. no nie będę kończyć ;)
Produkt mamy zamknięty w dość przyjemnym, kolorowym, plastikowym opakowaniu. Stoi na głowie, więc produkt łatwo zużyć do końca, duże zamknięcie na klik jest dodatkowym plusem.
Zapach jest delikatny, cytrusowo-kremowy. Kolor odżywki to taki pudrowy róż. Łatwo się ją rozprowadza, aż po same końce (chyba że to nie ta bajka? ;)) Dobrze się spłukuje, utrzymuje przyjemny zapach na włosach. Włosy po niej lepiej się rozczesują, są miękkie, delikatne, uniesione, takie zwiewne i błyszczące. No istne lusterko na włosach mam. Nie obciąża włosów, nie wpływa na ich wypadanie oraz na przetłuszczanie. Dodatkowo jest bardzo wydajna.
Moim zdaniem to jedna z lepszych drogeryjnych odżywek i będę po nią sięgała częściej (chociaż nadal szukam tej jednej jedynej). Duża konkurencja dla Timotei (chociaż chyba nawet ją przegoniła!) i dla mojej Welli (ta się jeszcze utrzymuje na swojej pozycji). Pięknie podkreśla kolor włosów.
Odżywka na 5!
Miłego dnia dziewczyny!
Mirielka

czwartek, 24 października 2013

Projekt denko: wrzesień 2013

Korzystając z okazji, że Gordi śpi postanowiłam w końcu stworzyć notkę denkową. Nie żeby październik się kończył, a ja w czarnej murzynowej...
W tym denku przeważają szampony i odżywki, po prostu się kończyły ;) Trochę rzeczy myjących, reszta próbki i rzeczy wyrzucone do kosza. Czy mam swoich nowych ulubieńców? Można tak powiedzieć. Czy są rzeczy, których już nie kupię? Niestety są takie produkty. No, ale tak jest przecież zawsze. Nie wszystko nam pasuje, nie wszystko lubimy.

Mała legenda i lecim:
Kupię, nie kupię, neutralnie

~ * ~ Włosy ~ * ~
Garnier Fructis, szampon wzmacniający Siła i Blask o zapachu czerwonego grejpfruta - szampon poleciła mi jedna z klientek, że rewelacja, że ona tylko ten szampon, że zapach i że och i ach. Kończył mi się akurat szampon, to stwierdziłam "a co mi tam, zaryzykuję", tym bardziej, że akurat wtedy była promocja na duże szampony z Garniera (400ml za 7,99 200ml za 8,99). Cóż, u mnie szampon się nie sprawdził. Fakt, ma świetny zapach ale strasznie wysusza włosy, kołtuni je i zauważyłam w trakcie jego stosowania wzmożone wypadanie włosów. Nawet odżywki nie pomagały. Fakt, jest silny, więc pod koniec stosowałam go od czasu do czasu byleby tylko wykończyć opakowanie. Jestem zdecydowanie na nie.

Pantene Pro-V Zdrowy Kolor, Szampon do włosów farbowanych - kolejny szampon, którego miałam okazję używać, a który nie spełnił moich oczekiwań. Lubię mocne szampony, więc skład mi niestraszny, natomiast działanie już tak. Pantene jak to Pantene, to mocniejszy szampon. Ja szukałam czegoś, co podkreśli dodatkowo mój kolor. Szampon ten oprócz oczyszczenia nie zrobił nic. Nie ochronił koloru, nie wzmocnił, nie podkreślił, nie zatrzymał, nawet nie pokolorował. Nic to. Klientki sobie chwalą, ja się tam będę trzymała z daleka.

 Timotei, Odżywka do włosów z różą Jerycha, wyrazisty kolor - jak wiadomo, lubię ją, chociaż ostatnim razem nie zrobiła na mnie już takiego wow. Może to za sprawą innej odżywki? Tak czy siak, zagości u mnie ponownie.

Wella ProSeries, Shine, Odżywka do włosów - Kupiłam drugie opakowanie już. Także wiecie ;) A na serio, po prostu odżywki z Welli lubię, fajnie wzmacnia włosy, nadaje im miękkość i delikatność, sprawiają że lśnią. Lubię ten efekt, lubię to działanie. Rozumiem, że chcecie osobną recenzję? :)

L`Oreal, Elseve Nutri - Gloss Light, Odżywka Upiększająca - Odżywka kupiona przez przypadek, bezmyślnie, bez polecenia. Wpadła mi w oko, potem do koszyka. Zdecydowanie chcę wypróbować ją także z szamponem, bo efekty mogą być rewelacyjne. Więcej opiszę w recenzji, na szybko powiem, że to fajna, ładnie pachnąca silikonowa odżywka, w wersji light (a jakże!), która nadaje włosom intensywny, genialny blask, niczym diamenty.

~ * ~ Ciało ~ * ~ 

Teraz czas na ciało, w formie wszelakiej, chociaż za dużo tutaj nie ma w dzisiejszym denku, muszę się mocno postarać do grudnia.
Dove Go Fresh, Granat i Werbena Cytrynowa no przecież wiecie, że tak tak tak! Zapach, nawilżanie, delikatność. To chyba jeden jedyny żel z Dove, którego kupuję tak namiętnie. A i szukać muszę, bo wszędzie wycofany, a w dużych opakowaniach ciężko znaleźć. Muszę oszczędzać.

Isana, pianka do golenia do skóry wrażliwej. Pianka jak pianka, posiadałam lepsze. Delikatny zapach, chociaż mam mieszane uczucia co do poślizgu. Jak nie będzie nic lepszego to kupię ponownie.

C-Thru Black Diamond, żel pod prysznic - najbardziej w tym szamponie podoba mi się zapach. Pieni się jako tako, z wydajnością też ma kłopoty, ale zapach jest genialny. No i stosunkowo tani, ok. 6zł za 200ml w drogeryjkach osiedlowych. 

Stara Mydlarnia, Czekoladowo-pomarańczowy żel pod prysznic -  najfajniejszy czekoladowy żel jaki miałam, zakupię ponownie i wypróbuję inne rzeczy z tej serii. Muszę. Żelu pod koniec trochę oszczędzałam, bo jednak było mi żal. Zrobił się trochę gęstszy, ale nadal mocno czekoladowy, czekoladą nieprzytłaczającą. Teraz chciałabym się w nim wykąpać.

I jak? Miałyście coś z wymienionych kosmetyków? Któreś Wam się podoba szczególnie?
Idę pisać dalsze notki, korzystając z okazji, że Gordzio smacznie śpi i nie wymaga zabawy
Buziaki, 
Mirielka ;*

środa, 23 października 2013

Mój Ci on ♥ Czyli w mym domu zamieszkał Gordonek ♥

Muszę się pochwalić!
Oto Gordon vel Gordi vel Łobuz. Nowy mieszkaniec mojego domu.
Kiedy zmarł mój ostatni chomik (a nawet jeszcze wcześniej) B. zaszczepił we mnie małą myśl o kotku. I to tak rosło i rosło. Aż pewnego dnia pewna osoba powiedziała, że jej kocica urodziła kociątka. Parę dni później poszłam, zobaczyłam i się wybraliśmy. On mnie, a ja jego. Pomieszkał u mamy, podrósł i wczoraj przybył. Wcześniej był już u mnie na chwilkę, więc mnie poznał, nie było problemu "ja chcę do mamy". Za to jest problem "głaszcz mnie i myziaj" poprzeplatane z "mam twoją nogawkę" oraz "te nogi od krzesła są fajne do gryzienia! Kabelki zresztą też". Od czasu do czasu się bawi w "Mnie nie wolno tam wejść? No chyba żartujesz!"
Ogólnie jest to całkiem sympatyczny Łobuziak, który ładnie i grzecznie śpi, oprócz chwil, w których sobie przypomina że to jest dobry czas na zabawę (taaa, druga w nocy...=.=") albo czas na głaskanie (o 5 to ja się przewracam na bok, a nie bawię!).
Przyznaję, całkowicie zdominował zarówno mnie, jak i moje serce, a moje kolana to najlepsze miejsce do spania (biust i ramiona też). Ale te chwile, kiedy przychodzi do mnie ociera się i mruczy.. tego się nie da opisać. Inaczej się kocha psa, inaczej kota.
Coś czuję, że będzie nam w życiu wesoło :)




niedziela, 20 października 2013

Kilka słów o hennie.

Tak wygląda Lawsonia inermis [źródło]
Listopad się zbliża, a ja mam ostatnio dużo zajęć. Dzisiaj na praktyce kosmetycznej zajmowałyśmy się henną, jednym z podstawowych zabiegów w gabinetach kosmetycznych. Stwierdziłam więc, że chociaż każda z nas co nieco wie, zawsze można wiedzieć więcej, prawda?

Jest to jeden z najstarszych kosmetyków świata, używana już od ok. 6 tys. lat (niektóre źródła podają nawet 8 tys.), dzisiaj znana jest przede wszystkim jako farba do włosów lub barwnik na rzęsy czy brwi.
Roślina, z której otrzymywana jest henna to Lawsonia inermis (Lawsonia bezbronna znana także jako krzew hennowy lub nadbarwia bezbronna), rośnie naturalnie w południowej Azji, Australii i prawie całej Afryce. W starożytności wykorzystywano ją do upiększania ciała (Egipt), ale służyła też jako wyznacznik plemienny statusów (Masajowie), oznaczeń wojskowych (Liban) czy wykonywania tatuaży na skórze zamężnych kobiet, żeby odróżnić je od dziewic (Indie). Tatuaże z henny stosowane są do dzisiaj, co prawda nie w takim samym kontekście, ale jednak.
Kwiaty lawsonii (czerwone bądź białe), choć drobne i niepozorne, są bardzo cenione ze względu na swój niezwykły zapach. Zawarty w nich olejek eteryczny jest bogaty w alifatyczne estry i β-jonon, które nadają im specyficzny aromat – słodki i ostry zarazem. Lawsonia zawiera też m.in. garbniki, polisacharydy i flawonoidy, ale jest ceniona przede wszystkim ze względu na zawartość wspomnianych olejków eterycznych i lawsonu, który odpowiedzialny jest za jej koloryzujące właściwości.

Współcześnie hennę wykorzystuje się w koloryzacji włosów. Lawson wiąże się z keratyną włosów, tworząc z nią otoczkę, która nie tylko nadaje włosom kolor, ale również je chroni. Z tego powodu naturalne farby do włosów cieszą się dużą popularnością. Włosy ufarbowane henną mają odcień od rudego po brązowy. Uzyskany kolor można jednak modyfikować, dodając do barwnika wyciągi z innych roślin, takich jak rumianek (rozjaśnianie) lub indygo (przyciemnianie).  Dodatkowo henna stosowana jest również jako składnik odżywek do włosów mających działanie regenerujące. Preparaty te zawierają białkowy wyciąg henny o właściwościach odbudowujących. Po zastosowaniu tego typu odżywki włosy stają się wyraźnie zdrowsze – następuje zamknięcie łusek, poprawia się ich struktura, stają się grubsze i bardziej odporne na czynniki zewnętrzne. Ponadto henna dostarcza mikroelementy ważne dla wzrostu włosów, między innymi miedź, cynk i żelazo. Stosowana jest też jako składnik szamponów przeciwłupieżowych - reguluje pracę gruczołów łojowych oraz bardzo dokładnie oczyszcza skórę głowy, przyczyniając się pośrednio do zmniejszenia wypadania włosów.

Wracając jednak do gabinetów kosmetycznych i naturalnego upiększania. Hennę stosuje się w celu podkreślenia rzęs i brwi. Wyróżniamy dwa rodzaje - w proszku i w paście. Henny w paście mogą mieć różne odcienie, chociaż najczęstsze kolory to czarny, brązowy, ciemnoniebieski i grafitowy. Kolor czarny jest kolorem neutralnym, nadaje się dla osób o ciemnych oczach i ciemnej karnacji. Brązowa jest dla osób rudych z ciepłą karnacją, grafitowa dla zimnych blondynek. Najlepiej dobierać hennę pod kolor włosów.
Jeżeli chcemy barwić rzęsy i brwi henną w domu, musimy pamiętać o pewnych zasadach. Na brwiach trzymamy hennę krócej niż na rzęsach, ponadto najpierw barwimy brwi dopiero potem regulujemy (nigdy na odwrót!), nie trzymamy zrobionej henny zbyt długo (zmienia ona kolor na zielony i barwi na zielono!) oraz nigdy nie kładziemy jej osobie w soczewkach (to barwnik, może nam zabarwić a nawet zniszczyć soczewki). Jeżeli henna zaczyna nas piec natychmiast ją zmywamy ciepłą wodą. Zawsze rozrabiamy ją z wodą utlenioną 3%, w proporcjach 2cm - 10 kropli wody. Nakładamy pędzelkiem lub patyczkiem do skórek (nawet wykałaczką) ale nigdy patyczkiem kosmetycznym - raz, że wata pozostaje na rzęsach, dwa, że za dużo henny wchłania. Na rzęsach trzymamy ok. 5-10 minut, w zależności od intensywności jaką chcemy otrzymać i od tego, jak dana osoba reaguje na taki zabieg (niektóre osoby muszą się pozbyć henny po 2 minutach, bo je henna podrażnia). I chyba najważniejsza rzecz - oko musi zbyt po dokładnym demakijażu i odtłuszczeniu, inaczej wyjdą nam rzęski w ciapki, taki darmowy balejaż (:

Efekty? Wizualne są ciekawe, zobaczymy ile wytrzyma na moich rzęsach. Gdyby któraś mieszkała bliżej to zapraszam na darmową hennę w ramach praktyk. Ciekawa sprawa swoją drogą i polubiłam jej nakładanie.
O hennie na brwi następnym razem, jak będę wiedziała więcej. Może też zrobię sobie zdjęcia? ^.^
Buziaki!

wtorek, 1 października 2013

Lux Style, QuickMax - odżywka do rzęs [RECENZJA]

Pokornie się wstydzę. Gdybym napisała, że jestem zapracowana i nie mam czasu na nic, to brzmiałoby to ładniej, ale skłamałabym. Czas się znajdzie, ochota i natchnienie na bloga już mniej. Bo jest tyle innych rzeczy, które robię, że.. No, ale jak zawsze niezawodny B. daje kopniaka w dupencję i pyta no kiedy napiszesz coś nowego? Odpowiadam - jak zrobisz zdjęcia. Więc B. wyciąga aparat i robi zdjęcia. Nie mam innego wyjścia, wypada coś napisać. Ale znowu zastanawiam się co i jak i po co i czym Wam umilić czas moje drogie czytelniczki. I wtedy sobie przypominam, że cholera ja miałam testować to czy tamto i wypadałoby. Jakie szczęście, że do testowania produkty dostaję rzadko (chociaż, z drugiej strony może bym pisała regularnie). Dobra, my tu gadu gadu a recenzja się sama nie napisze.



Pamiętacie może morderczą maseczkę? Pewnego pięknego wiosennego dnia przyszła do mnie inna paczuszka z LuxStyle. Nie spodziewałam się, więc krzyknęłam hurra i wte pędy 15km kurcgalopkiem przebyłam, coby paczuszkę rozwinąć, wymacać i się pozachwycać. W paczuszce mocno zawinięty kartonik, w kartoniku papierki i inny kartonik, w tym kartoniku kolejny kartonik (po cichu sprawdziłam czy komuś się Rosja z Danią nie pomyliła, ale nie) i wreszcie widzę mój skarb. Stwierdziłam że fajnie, nową mascarę mam, ale jednak nie. Doczytałam - odżywka do rzęs. Moim rzęsom jakby nic nie brakowało, no, ale skoro w 7 dni mają się stać jeszcze ładniejsze, a że to nowość, to pomyślałam "a co mi tam!". I wtedy zaczęłam się maziać. Producent obiecywał cuda na kiju, że rzęsy piękne, błyszczące, gęstsze i inne takie. I to wszystko w 7 dni. Dla oporny w 14. Ciekawe kto w to uwierzy?

Produkt wygląda jak eyeliner, 5ml, złote opakowanie i nakładamy u nasady rzęs. Zapachu nie posiada, konsystencja jako taka, lekko wodnista, nie spływa, nie podrażnia i oszukuje. Znaczy efektownie oszukuje, nie powiem. Jak wiemy, albo i nie, rzęsy żyją stosunkowo krótko, ok. 100 dni. Po tym czasie nam wypadają. W międzyczasie rosną inne. I tak sobie mamy te nasze rzęsiska. Wszystko co stosujemy sprawia że nasze aktualne rzęski są piękne. Ale żeby takie nadal mieć, to dany produkt musimy używać ciągle i ciągle. Dlatego odżywka oszukuje. Owszem, pobudza do wzrostu te nowe rzęski, przez co wydaje nam się, że firaneczka jest gęściejsza. Owszem, poprawia ich kondycję, natłuszcza, więc rzęsy są ciemniejsze, a odbite światło sprawia że wyglądają na dłuższe. No i tusz do rzęs się lepiej aplikuje. Ale na dobrą sprawę, czy do tego potrzeba nam oszukańczych odżywek? To takie placebo, całkiem fajne, ale niepotrzebne. Już ciekawszym produktem jest olejek rycynowy. Tańszy i bardziej naturalny. Bo po tym tygodniu efekty są, tak jak obiecywał producent. Ale żeby tak mieć cały czas to powinnyśmy cały czas odżywiać rzęsy, a umówmy się, ten produkt do tanich nie należy. Doraźnie, co jakiś czas można stosować, by rzęsy odżywić, ale znowu polecam nasze rodzime produkty z olejkiem rycynowym na czele. Bo jak już się przekonamy że wooow, to działa, to rzęsy wypadną i tyle z tego będzie. W tym miejscu się gryzę w język, bo chyba powinnam zachwalać, ale na dobrą sprawę, co mogę zachwalać? Jak ktoś chce, to niech spróbuje. Ja to wykorzystam do końca, bo sobie przypominam od czasu do czasu, że posiadam to cudo. Nigdy też poważniejszych problemów z rzęsami (tfu tfu przez lewe ramię) nie miałam, więc tym bardziej nie jest mi to potrzebne. Chciałam, wypróbowałam i tyle.

Dla ciekawskich duszyczek skład:

Obiecuję, że częściej będę. I trzymajcie za mnie kciuki!

Pozdrawiam,
Mirielka