środa, 28 stycznia 2015

Muśnięta słońcem zimą vol. 1

Sylwestrowo-karnawałowy okres to najlepszy moment aby zabłysnąć. Oprócz makijażu, na zabawach dobrze też podkreślić kolor skóry. No bo nie ma co ukrywać, ale skóra muśnięta słońcem ładniej wygląda, niż całkowita bladość (chociaż wtedy nie zginiemy w dzikim tłumie w żadnym klubie).

Firma Onyx, którą miałam już możliwość i przyjemność współpracować, tym razem zaproponowała mi dwa produkty, które bardzo wpasowują się w moją wizję muśniętej słońcem klubowiczki. (No i mogłam wygrzać swoje stare kości, a to już wielki plus ). Dzisiaj chciałabym Wam dziewczyny zaprezentować balsam przyśpieszający opalanie do stosowania w solarium No. 5 Dark'n'Night
fotencja zrobiona PRZED użyciem

Produkt ten to "5-krotny bronzer przyspieszający opaleniznę. Zawiera Dark'n'Night Complex, dzięki któremu z łatwością osiągniesz efekt ciemnej opalenizny. Wzbogacony o wyciąg z oleju z wiesiołka oraz kwas hialuronowy, koi, pielęgnuje i nawilża skórę pozostawiając ją gładką i miękką. Kofeina natomiast poprawia krążenie, tym samym niwelując cellulit.
  • Dark'n'Night Complex – maksymalizacja efektu opalonej skóry
  • olejek z wiesiołka i kwas hialuronowy wygładzają, nawilżają i odżywiają skórę
  • kofeina - działanie antycellulitowe" [link]
fotencja zrobiona PRZED użyciem
Trzeba przyznać, że słońca na horyzoncie ani widu, ani słychu. Jest zimno, ponuro, brzydko i nawet śniegu nie ma. Więc korzystając z wolnych chwili i chcąc poeksperymentować, bo moja skóra jakoś tak polubiła produkty firmy Onyx, tym samym nawet się lekko barwiąc na pożądany kolor, postanowiłam sobie zafundować miłą 'opaleniznę' na Nowy Rok.

O czym warto wiedzieć? Bronzer przyśpieszający opalanie wzmacnia działania solarium. Na śniadych osobach efekt będzie widoczny zdecydowanie szybciej. Jako, że należę bardziej do posągowych, zimnych bladości, nie uzyskałam efektu, jakiego chciałam. Na to potrzeba zdecydowanie więcej czasu, energii i chyba jakiejś ciemnej farby.
Produkt ten przyjemnie pielęgnuje skórę, nawilża ją i napina, pod tym względem nie można mu nic zarzucić. Pachnie przyjemnie, nie jest to nachalny zapach, a po małej sesji zdecydowanie się nie śmierdzi (niestety, spotkałam się z czymś takim - przed fiołki, po stary, upocony facet, bleh). Jedna saszetka zdecydowanie wystarcza na pokrycie całego ciała. Trzeba jednak uważać, aby szybko zmywać produkt z dłoni - inaczej będziemy mieć plamy. Co do plam - nie zauważyłam, aby moje ciało było upstrzone plamami, ciapkami i innymi zaciekami. Nie powoduje też podrażnień, uczuleń i krost. Cóż, jednak żeby efekt się utrzymywał na dłużej, należy sesje powtarzać częściej. Jeśli jednak to ma być przygotowanie na studniówkę, to śmiało kilka sesji wystarczy, aby olśnić towarzystwo. Tylko radzę uważać i nie przesadzać z minutami!

Podsumowując - dla lubiących solarium, wygrzewanie się i mających skórę ciut ciemniejszą niż papier ten produkt może być interesujący. Dla reszty, może nie dać efektu 'wow', ale to trzeba przekonać się samemu. Delikatne podkreślenie urody jest jednak tym, czego oczekiwałam od produktu i to właśnie dostałam. Lekkie muśnięcie słońca w środku zimy. Jestem zdecydowanie na tak!

Firmie Onyx dziękuję za udostępnienie produktu, informuję jednocześnie, że żadne zwierzątko i lampa nie ucierpiało w czasie moich wizyt w solarium (oprócz portfela, ale z tym trzeba się pogodzić), i nic oprócz działania doraźnego produktu nie miało wpływu na moją opinię.

niedziela, 11 stycznia 2015

Świąteczno-urodzinowe nowości kosmetyczne

Witajcie dziewczyny!
Dzisiaj przychodzę z postem chwalipięckim. Ostatnio wolę kupować, dostawać, oglądać i wąchać, a ten post sprawił mi ogólnie wiele radości. Bo co dostałam i co kupiłam to moje :)

Święta to był czas przede wszystkim rzeczy praktycznych i mnóstwa świeczek, ale radość sprawiły mi dwie rzeczy:
Lirene City Matt fluid matująco-wygładzający #207 (beżowy) - prezent od rodziców. Bałam się kolorystyki, ale ładnie wtapia się w skórę, nie kontrastuje z nią, fajnie wygładza i matuje. Lubię to uczucie, kiedy go mam na buzi. Nie jest toporny, przyjemnie pachnie i nie zapycha.
Karta podarunkowa do Rossmanna - prezent od chrzestnego. Oj coś czuję, że niedługo zrobię napad na R., aczkolwiek coraz mniej rzeczy mi się tam podoba.

Następnie zrobiłam małe zamówienie na ekobiecej, które jednocześnie jest moim prezentem urodzinowym od przyjaciela (dziękuję :*). Więc się skusiłam na rzeczy, które bym chciała ale to nie na moją kieszeń. Na szczęście ostatnio zmieniam sposób myślenia i inwestycja w siebie jest zawsze dobrą inwestycją. Co więc takiego zakupiłam/dostałam?
Paletka cieni z MakeUp Revolution #Iconic 1. Zastanawiałam się jeszcze nad Iconic3, ale to może następnym razem. Fota z lampą. Bez lampy nijak kolorów uchwycić nie mogłam. Szerzej kolory można obejrzeć tutaj. Kurcze, jestem zachwycona paletką.
Skusiłam się także na poczwórne cienie z Astora #610 Smokey Purple. Niestety też kolorów dobrze uchwycić nie mogłam, ale możecie obejrzeć je tutaj. Są fajne, ciekawe i mi pasują.
Ponieważ moja kredka z Essence jest na ukończeniu, wzięłam czarną kredkę do oczu z BeautyUK. Chyba się bardzo polubimy.
Zamieszkały ze mną też dwa pędzle - właściwie moje pierwsze. Miałam co prawda jedne, ale to nie było nic ciekawego i konkretnego. Skusiłam się na Hakuro H70 oraz Ali A-03 oba do cieni. Oba mają fajne i miękkie włosie.
Przytuliłam także dwie pomadki - Golden Rose #140 oraz z Revlonu 14 Rum Raisin. GR to ładna, złamana czerwień natomiast z Revlonu to taka ciekawa mleczna czekolada. Nie umiem opisać tego koloru. Muszę przyznać, że obie są dobrze napigmentowane. Co prawda Revlon jest bardziej miękki i lepiej sunie na ustach, jednak kolor jest zupełnie nietrafiony jeśli chodzi o mnie. Chyba pójdzie w świat (byłybyście chętne na rozdanie?) Co do GR, kolor jest ciekawy, trochę za żywy jak na zimę, na lato będzie mi bardziej pasował, tylko gdyby był bardziej miękki... Ale wszystkiego mieć nie można, co nie?

Na koniec stwierdziłam, że muszę zadbać na nowo o włosy, i że wreszcie chcę wypróbować pewne olejki. Dlatego trafiły do mnie też dwa olejki z Vatiki - kokosowy i kaktusowy. Oba ładnie pachną, ale moje włosy jak na razie nic konkretnego nie potrafią powiedzieć.

Jak Wam się podobają moje prezenty? Coś czuję, że na zbliżające się urodziny jeszcze coś kupię. Niech mnie ktoś powstrzyma! Czego jesteście najbardziej ciekawe, o czym chciałybyście przeczytać?

Buziaki,
Mirielka

wtorek, 6 stycznia 2015

W tym roku stawiam na zioła czyli o planowanej pielęgnacji.

Wspominałam, że w tym roku mam pewne dość istotne postanowienia, prawda? Jedno z nich wiąże się z urodą i zdrowiem. Albo raczej zdrowiem i urodą. Ostatnio piję za dużo kawy i cherry coke. W pracy zimna puszka, albo dwie, stres, kilka papierosów. I zauważyłam niestety jak źle to na mnie wpłynęło. Zresztą nie ma się co dziwić. Dlatego postanowiłam to zmienić - lepiej późno niż wcale.

Jako, że moja cera ostatnio jest koszmarna, a włosy też nie są w idealnym stanie postanowiłam postawić na zioła. Picie herbat ziołowych dobrze też wpłynie na ogólną poprawę mojego nastroju.

Chcę do swojej diety dodać:
* pokrzywę, która działa tonizująco i regenerująco na skórę, zapobiega łupieżowi, hamuje wypadanie włosów, a także zawiera mnóstwo witamin i minerałów (przynajmniej raz na kilka dni);
* skrzyp, który uszczelnia naczynka krwionośne, przyśpiesza gojenie się ran, wzmacnia włosy (przynajmniej raz, dwa razy na tydzień)
* mieszankę herbaty zielonej z trawą cytrynową i werbeną - orzeźwia, poprawia koncentrację, ogólny nastrój
* ostropest plamisty - łyżeczkę do jogurtu naturalnego, kilka razy w tygodniu. Usprawnia działanie wątroby, pomaga oczyszczać organizm z toksyn a co za tym idzie, jest dobry na cerę.

Planuję pić herbaty ziołowe także na ogólną odporność organizmu, m.in. na moje chore jelita. I wyeliminować kawę. Nie rzucę jej od razu, ale jedna/dwie dziennie to maksimum. Planuję także pić więcej wody mineralnej, bo ostatnio strasznie odwodniłam organizm. Chcę zmienić także swoją dietę, która w ubiegłym roku była mizerna. Jadłam albo bardzo rzadko, albo bardzo mało, zazwyczaj gotowce pełne chemii. Owszem, raz na jakiś czas można, ale chcę zainwestować swój czas i pieniądze w zdrową, rozsądną dietę. Częściej gotować, więcej warzyw i owoców, na nowo odkryć tajniki kuchni. Po pewnym czasie chcę zainwestować w świeże zioła (ciekawe co na to Gordon?), może w przyszłości także zbierać i sama suszyć? Chcę także bardziej zainteresować się tematem ziół i ich wykorzystywaniem w codziennym życiu. To zaprocentuje w przyszłości.


Wiem, że na pierwsze efekty poczekam. Moim problemem od zawsze było to, że chciałam efekty widzieć od razu. A na to trzeba czasu i cierpliwości. Mam nadzieję, że ani jednego ani drugiego nie stracę.  A zyskam zdrowie, urodę, piękne włosy i dobry nastrój. 

A Wy? Używacie ziół? Jeśli tak to jakich i na co? 
działa tonizująco i regenerująco na skórę, zapobiega łupieżowi, hamuje wypadanie włosów.

http://www.poradnikzdrowie.pl/uroda/cialo-higiena/ziola-dla-urody-wyciagi-ziolowe-w-kosmetykach_41509.html
działa tonizująco i regenerująco na skórę, zapobiega łupieżowi, hamuje wypadanie włosów.

http://www.poradnikzdrowie.pl/uroda/cialo-higiena/ziola-dla-urody-wyciagi-ziolowe-w-kosmetykach_41509.html
działa tonizująco i regenerująco na skórę, zapobiega łupieżowi, hamuje wypadanie włosów.

http://www.poradnikzdrowie.pl/uroda/cialo-higiena/ziola-dla-urody-wyciagi-ziolowe-w-kosmetykach_41509.html
działa tonizująco i regenerująco na skórę, zapobiega łupieżowi, hamuje wypadanie włosów.

http://www.poradnikzdrowie.pl/uroda/cialo-higiena/ziola-dla-urody-wyciagi-ziolowe-w-kosmetykach_41509.html

niedziela, 4 stycznia 2015

Catrice Ultimate Colour #270 Matt-erial Girl - i życie nabiera kolorów

Moje usta mają to do siebie, że są małe. Małe i dziwne (a aktualnie jeszcze lekko przesuszone po katarze). I zawsze podobały mi się szminki na ustach. Błyszczyków nie lubię, bardzo mi przeszkadzają, ale szminki to była inna historia. Nie potrafiłam nosić nic na ustach, przeważnie źle się z tym czułam. Przede wszystkim dlatego, że nie mogłam trafić na swój kolor. Teraz uważam, że do szminek trzeba dorosnąć.


Kiedy w Hebe zajrzałam do szafy Catrice, gdzieś w głębi duszy rodziła się silna potrzeba posiadania szminki. Kusiły mnie blogerki, kusiło mnie otoczenie. Ale sobie powtarzałam, że to nie moja bajka, że ja przecież brzydko wyglądam. I wtedy zauważyłam ją. Catrice Ultimate Colour #270 Matt-erial Girl. Z miejsca się zakochałam. Ale nadal walczyłam sama ze sobą. Widząc moje rozterki wizażystka w Hebe zaprosiła mnie, abym ją wypróbowała. Efekt był mocny. Kolor mnie lekko przeraził, był za wyrazisty. A może to ja w tym kolorze byłam wyrazista? Źle się czułam, bo wyglądałam źle. Taki moment chwilowego nieogarnięcia się. Więc ja zaniedbana i on taka piękna. Ale już wtedy ją pokochałam na dobre, więc wzięłam. Stwierdziłam, że się z nią oswoję, bo skoro nie malowałam ust do tej pory, to trzeba nadrobić. I przekonałam się, że mnie jednak kolory pasują. Mocne, wyraziste. Złamane. Dobrze wykończone, soczyste, byle nie błyszczące. Dobre jakościowo. Powtarzam raz jeszcze - musiałam do tego dorosnąć. I jest jeszcze coś - to tylko szminka, ale ta szminka zmieniła w pewien sposób mnie i moje myślenie.
Szminki Catrice Ultimate Colour to pomadki przede wszystkim dające kolor. Są matowe i aksamitne. Dobrze się trzymają na ustach, miękko i delikatnie suną. Dobrze się je nakłada zarówno palcami, jak i pędzelkiem czy w tradycyjny sposób. Moja pomadka daje zarówno delikatny efekt jak i bardziej wyrazisty. W zależności od intensywności nakładania. I trzymają się ust. Kilka godzin w pracy, a usta mam nadal pomalowane. Jedzenie? Tutaj ciut gorzej, bo trochę znika, ale usta nadal mają piękny kolor. Ma też ładny zapach, dzięki czemu nie odrzuca mnie od niej. I chociaż mam ją już kilka tygodni, to szminka jest ledwie napoczęta. Zostanie ze mną na długo.
I przede wszystkim kolor - złamana fuksja. Jestem szaleńczo zakochana w tym kolorze, jednak aparat nie potrafił uchwycić jego głębi i intensywności.
Podsumowując, jestem zakochana, cieszę się że wtedy pojechałam w takim stanie do Hebe, bo chyba nigdy bym sobie nie kupiła (albo może inaczej, przez długi czas bym jej jeszcze nie kupiła) tej szminki. Nie zmieniłabym myślenia o sobie i nie spojrzałabym na siebie innym okiem. Dodała mi kolorów. Szkoda jedynie, że nie dodaje pensji, bo chodzę i szukam innych, ciekawych kolorów. Coś czuję, że już niedługo moja kolekcja urośnie.
I jak Wam się podoba?

czwartek, 1 stycznia 2015

Podsumowanie roku 2014 i cele na 2015 rok.

Nowy rok, nowe możliwości, nowe nadzieje. Poprzedni rok był dla mnie czasem wegetacji i stagnacji. Było kilka porażek, było kilka sukcesów. Ale w gruncie rzeczy to nie był rok zmian. Tylko nieliczne z moich postanowień udało się zrealizować. Reszty nawet nie ruszyłam. Może źle do tego podchodziłam? Może złe cele sobie postawiłam? W tym roku chcę dokonać zmian.

W roku 2014 udało mi się przede wszystkim z pracą. Chociaż nie jest to praca marzeń, to zapewniła mi pewien komfort psychiczny i swego rodzaju stabilizację życiową. To zaplecze daje mi pewne możliwości, które chcę wykorzystać w tym roku. Udało mi się także zrealizować niektóre wyzwania, np. aktywność fizyczna czy wyzwanie czytelnicze. Jest to jednak za mało, abym mogła być zadowolona.
Ubiegły rok był też niestety pasmem przykrych wiadomości. Śmierć babci, choroby w rodzinie, kłopoty finansowe, aż w końcu wyjazd z kraju bardzo bliskiej mi osoby, sprawiły, że przestałam się uśmiechać i popadłam w swego rodzaju zamknięcie. Nie mogłam z tego wyjść. Ale jestem gotowa na zmiany.

W tym nowym roku przede wszystkim chcę być lepszą wersją samej siebie - być silniejsza, pewniejsza siebie, atrakcyjniejsza zarówno fizycznie jak i intelektualnie. Rozwijać swoje pasje, hobby i marzenia. Odpoczywać, nabierać sił, rozwijać siebie. Więcej czytać, więcej oglądać, częściej wychodzić na imprezy wszelkiego typu. Otworzyć się na ludzi, na spotkania. Otworzyć się na samą siebie, wyjść ze skorupy, po prostu być. Wykorzystać możliwości, jakie daje mi los. Podejmować wyzwania, realizować cele i postanowienia.

Po drugie chcę rozwijać bloga - bo nie ma co ukrywać, że strasznie go zaniedbałam. Mam kilka pomysłów, chcę się nimi z Wami dzielić. Bywać tutaj częściej, częściej Was odwiedzać. Chcę Wam pokazać mój świat.

Po trzecie, i nie mniej ważne, zaakceptować swoją rzeczywistość. Sprawić, aby była barwniejsza, lepsza. Pożegnać się z przeszłością i przywitać przyszłość. Żyć a nie wegetować.

Trzymajcie za mnie kciuki i bądźcie ze mną. 

A Wam życzę spełnienia tego wszystkiego, o czym w sercu marzycie, czego pragniecie i co sobie postanowicie. Uśmiechu codziennie, siły, zdrowia i ciepła. I lekkiego szaleństwa (tego pozytywnego), żeby zabić nudę.

Mirielka