Moja ulubiona asana - trup (savasana) [wikipedia] |
Nastawiłam się psychicznie, nawet się nie spóźniłam (pomijam fakt, że jak zwykle się zgubiłam) i dawaj na zajęcia. Rozkładamy maty, rozbieramy się i zaczynamy. Jakby to opisać? Pierwsza pozycja (asana) i czuję jak moje uda trzęsą się jak galareta, myślałam, że budynek się zacznie trząść, ale na bank wymasowało mi to cellulit. A to dopiero początek. Rozciągasz się, przeciągasz się, poruszasz każdym mięśniem w ciele, każdy cholerny staw, połączenie i żyłę, dyszysz jak po maratonie, kucasz, wstajesz, leżysz, skaczesz, w lewo, w prawo i to z takim spokojem, że niech mnie cholera. Strony mi się mylą, ręce zaplatają, barki błagają odpuść, nogi się pode mną uginają, mięśnie kwiczą z bólu, a tutaj minęło dopiero kilka minut. A gdzie tam do końca. Przez chwilę pomyślałam, że sobie poplączę nogi i się wywalę, a głupio by tak było.
pies z twarzą w dół - boli! |
Bo chociaż czułam przez chwilę niepokój czy podenerwowanie, to jak coś źle robiłam, pokazywano mi, jak nie dawałam rady, robiłam ciut inaczej, ale urosła we mnie siła. Taka zwyczajna energia i moc. Spodobało mi się. I chcę więcej i częściej.
Tym bardziej, że postawiłam na rozwój we Wrocławiu. Mam zamiar wybrać się w najbliższym czasie na siłownię. I chodzić regularnie, więc oprócz ciała, rozwijać także ducha. Ale mam świetnego kompana do tego :)
To co, ćwiczymy wspólnie jogę?
Dziękuję za reklamę. ;)
OdpowiedzUsuńI mega, mega się cieszę się, że joga cię urzekła, bo to naprawdę świetny sport (i nie tylko). :)