poniedziałek, 25 listopada 2013

Fitnessowo: Joga i ja.

Moja ulubiona asana - trup (savasana) [wikipedia]
Po przeprowadzce do Wrocławia, odwiedzaniu kolejnych drogerii, kupowaniu kolejnych kosmetyków (serio, kupiłam ich więcej przez ostatni tydzień niż w całym październiku i połowie listopada), przyszedł czas na nieco ambitniejsze wieczorne plany. Skoro znalazłam sobie tutaj koleżankę (halo, Justyna! reklamę Ci robię) to mi mówi "chodź na jogę". No to człek myśli, co w tym może być trudnego? He he he, na obrazkach to wszystko pięknie, ładnie i prosto wygląda...

Nastawiłam się psychicznie, nawet się nie spóźniłam (pomijam fakt, że jak zwykle się zgubiłam) i dawaj na zajęcia. Rozkładamy maty, rozbieramy się i zaczynamy. Jakby to opisać? Pierwsza pozycja (asana) i czuję jak moje uda trzęsą się jak galareta, myślałam, że budynek się zacznie trząść, ale na bank wymasowało mi to cellulit. A to dopiero początek. Rozciągasz się, przeciągasz się, poruszasz każdym mięśniem w ciele, każdy cholerny staw, połączenie i żyłę, dyszysz jak po maratonie, kucasz, wstajesz, leżysz, skaczesz, w lewo, w prawo i to z takim spokojem, że niech mnie cholera. Strony mi się mylą, ręce zaplatają, barki błagają odpuść, nogi się pode mną uginają, mięśnie kwiczą z bólu, a tutaj minęło dopiero kilka minut. A gdzie tam do końca. Przez chwilę pomyślałam, że sobie poplączę nogi i się wywalę, a głupio by tak było.
pies z twarzą w dół - boli!
Ale coraz lepiej mi szło, coraz żwawiej, nawet pod koniec wyłapałam tadasana - pozycja góry (pomocne, wiedziałam, że ćwiczenie się kończy). Ale przecież za łatwo być nie mogło, czyż nie? No i nie było. Z przerażeniem i zafascynowaniem patrzyłam na instruktorkę (i tych ludzi wokół mnie), którzy robili takie wygibasy, że opisać nie potrafię. I wiecie co? Próbowałam, jak się nie udawało, to próbowałam dalej. A na koniec udawałam trupa. Chyba najlepsze co mogło mnie spotkać - wyciszenie, spokój, odprężenie.

Bo chociaż czułam przez chwilę niepokój czy podenerwowanie, to jak coś źle robiłam, pokazywano mi, jak nie dawałam rady, robiłam ciut inaczej, ale urosła we mnie siła. Taka zwyczajna energia i moc. Spodobało mi się. I chcę więcej i częściej.
Tym bardziej, że postawiłam na rozwój we Wrocławiu. Mam zamiar wybrać się w najbliższym czasie na siłownię. I chodzić regularnie, więc oprócz ciała, rozwijać także ducha. Ale mam świetnego kompana do tego :)
To co, ćwiczymy wspólnie jogę?

1 komentarz:

  1. Dziękuję za reklamę. ;)
    I mega, mega się cieszę się, że joga cię urzekła, bo to naprawdę świetny sport (i nie tylko). :)

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za wszystkie komentarze, te dobre i te złe.
Proszę, bierz odpowiedzialność za własne słowa - chcesz obrażać - podpisz się.
Anonimowe komentarze obraźliwe, reklamowe oraz spam będą usuwane.