czwartek, 13 czerwca 2013

Love Me Green Szampon - Naturalnie jestem na TAK! [Recenzja]

Kiedy miesiąc temu zapukał do mnie kurier z paczuszką z kosmetykami Love Me Green, nie pomyślałam, że mogę się aż tak zakochać w naturalnych kosmetykach. Co prawda aż takiej styczności z nimi nie miałam, ale to co testowałam dobre nie było. Mowa tu głównie o mydełkach i szamponach. Ale dzisiaj chciałabym opowiedzieć Wam o perełce, miłości od trzeciego umycia.
O czym mowa? O Witalizującym szamponie do włosów z Love Me Green.

Opis producenta:
Ten organiczny szampon do włosów jest bardzo delikatny, dodaje miękkości, elastyczności i wyzwala ich blask. Jego działanie oczyszczające nie podrażnia skóry głowy. Włókno włosów jest odżywione aż po cebulki, dzięki czemu włosy stają się miękkie i jedwabiste.

Skład:
AQUA (WATER), ALOE BARBADENSIS LEAF JUICE*, AMMONIUM LAURYL SULFATE, COCAMIDOPROPYL BETAINE, GLYCERIN, INULIN, PARFUM (FRAGRANCE), SODIUM CHLORIDE, CAPRYLYL/CAPRYL GLUCOSIDE, GLUCONOLACTONE, SODIUM BENZOATE, MEL (HONEY) EXTRACT, POTASSIUM SORBATE, C12-16 ALCOHOLS, AMMONIUM SULFATE, SODIUM HYDROXIDE, CITRIC ACID, CALCIUM GLUCONATE
* z upraw ekologicznych



Szampon zamknięty jest w przeźroczystej, plastikowej buteleczce. Zapłacimy za niego 49,90zł/200ml. To najdroższy szampon, jaki używałam, ale jest wart swojej ceny. Buteleczka zamykana na pstryczek, bardzo wytrzymały (chociaż ja tego typu zamknięć nie lubię). Sam produkt jest koloru złocistego miodu. Jest rzadki, ale nie za rzadki, bardzo dobrze się pieni (miałam obawy, czy w ogóle się będzie pienił), i obłędnie pachnie. Zapach wg producenta: "Zapach kwiatów frangipani jest egzotyczny, kwiatowy. Można się w nim doszukać wielu różnorodnych nut zapachowych: począwszy od owocowej, trochę jakby kremowej brzoskwini, poprzez wiosenny jaśmin, na zmysłowej tuberozie skończywszy." Nigdy w życiu nie wąchałam frangipani, nie wiem jak pachnie. Ale wiem, że zapach szamponu jest po prostu genialny. Raz słodki, raz ostry, raz świeży.. Z każdym pociągnięciem nosa mamy inną gamę zapachów. I ten zapach utrzymuje się na włosach dość długo, towarzysząc nam przez cały dzień! Jest na tyle intensywny, że czuć, ale nie powoduje bólu głowy czy mdłości. Produkt jest wydajny. Bardzo. Używałam go przez miesiąc dzień w dzień, myłam głowę, zmywałam oleje i maseczki, a w buteleczce mam jeszcze 1/3 opakowania. Jak na 200ml to uważam, że bardzo dużo. Ale też i wystarczy niewielka ilość szamponu, żeby umyć całe włosy.
Efekty jakie zauważyłam? Pierwsze mycie było dziwne, bez odżywki, włosy takie nijakie. Ale po jednym użyciu nie ma co oceniać. I jak wspomniałam trzecie mycie było przełomowe. Włoski od tego momentu są gładkie, lśniące, miękkie, delikatne, lejące, sypkie. Dobrze się rozczesują, lepiej się układają. Są odżywione. Są po prostu takie, jakie zawsze chciałam mieć. Dodatkowo kolor się bardziej ożywił. Przez cały ten czas na łeb położyłam tylko dwa razy olejek kokosowy. Ale żeby nie być gołosłowną.. pokażę zdjęcia.
Dla mnie różnica jest ogromna. I już żałuję, że nie mam zbyt dużych nadwyżek finansowych, bo nie mogę sobie pozwolić na ponowne kupno tego szamponu, ale jak tylko będę miała.. zakupię!

Ocena: 6/5
Tak. Perełka. Miłość. Rewelacja. Kocham go i ja i moje włosy. Jestem niezmiernie wdzięczna firmie Love Me Green za możliwość testowania tego produktu, bo poznałam jaki stan mogą mieć moje włosy, kiedy są w pełni zadbane i mam dobry szampon. Kupię. Po prostu kupię.

P.S. Dziękuję B. za zdjęcia. I Ancu i Michałowi, za towarzystwo :)

niedziela, 9 czerwca 2013

Wella Pro Series, Shine Shampoo - RECENZJA

Nie lubię trafić na perełki, które potem są mi brutalnie odbierane przez producentów. Wycofują, zmieniają, ot tak sobie. Bo nowy produkt to już nie to samo. Też tak macie? Zważywszy na to, że lubię od czasu do czasu wracać do tego co hmm.. lubię. I tak było z szamponem od Welli Moisture [klik]. Amba fatima, było i ni ma. Jedna ekspedientka stwierdziła, że zrobili z tego 2w1, że ogólnie takich szamponów nigdy nie sprzedawali. Taaa, jasne. No to po długim namyśle, który z szamponów Welli, bo że miała to być Wella, to wiedziałam od początku, zabieram do domu. Padło na Shine Shampoo.

Producent:
"Wella Pro Series to seria kosmetyków stworzonych przez stylistów i specjalistów od włosów.
Wella Pro Series Shampoo Shine: piękne włosy pełne blasku.
Szampon do włosów pozbawionych blasku, matowych, bez refleksów.
Zapewnia błyszczące włosy i świetliste refleksy. Jego formuła pomaga nawilżyć włosy, pozostawiając je jedwabiście gładkie i błyszczące.
Promienny blask włosów dla perfekcyjnego wyglądu
."

Skład:
Aqua, Ammonium Laureth Sulfate, Ammonium Lauryl Sulfate, Sodium Citrate, Glycol Distearate, Sodium Chloride, Dimethicone, Citric Acid, Ammonium Xylenesulfonate, Cocamide MEA, Parfum, Cetyl Alcohol, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Sodium Benzoate, Disodium EDTA, Butylphenyl Methylpropional, Hexyl Cinnamal, Tetrasodium EDTA, Linalool, DMDM Hydantoin, Alpha-Isomethylionone, Geraniol, Citronellol, Sodium Hydroxide, Magnesium Nitrate, Paraffinum Liquidum, Methylchloroisothiazolinone, Magnesium Chloride, Methylisothiazolinone (16.06.2012)

Cena przyzwoita, ok. 15zł (w promocji za 9.99) za 500ml. Butelka prosta, czerwona (co widać), poręczna, na zatrzask. Produkt gęsty, ale nie za gęsty, dobrze się pieni, fajnie spłukuje, ma genialny zapach, ale nie tak genialny jak moja perełka Moisture, natomiast najważniejszą rzeczą jest jego działanie. Nie wiem czy to połączenie mojej ukochanej farby z tym szamponem, czy szampon sam w sobie tak działa. Ale refleksy, odbicie światła i kolor to jest coś co pokochałam. Ten efekt. Ten blask. Ten genialny blask. I miękkość w dotyku i jedwabiste włosy.
Tak wiem, że skład dla niektórych jest straszny. Dla mnie nie. Moje włosy lubią mocne szampony, one lubią różne dziwne rzeczy, więc nie dziwię się, że i polubiły się z tym szamponem. Co prawda czasami się buntują i narzekają, że to nie jest "ich szampon", ale nie jest tak źle. Ogólnie ja z szamponu (a już z połączeniem odżywki) to jestem bardzo zadowolona. Ma szansę zdobyć tytuł mojej osobistej perełki. :)

Ocena: 5/5
Ja jestem zadowolona, moje włosy też. Bardzo. Mam nadzieję, że ten szampon zostanie ze mną na dłużej :)

piątek, 7 czerwca 2013

Green Pharmacy, Olejek łopianowy z czerwoną papryką - RECENZJA

Kiedy postanowiłam być bardziej świadomą włosomaniaczką, zaczęłam eksperymentować z olejkami na włosy. Stwierdziłam, że moim włosom przydałoby się coś, co do włosów zostało stworzone. Logicznie, prawda? Sięgnęłam więc po olejek Green Pharmacy, łopianowy z czerwoną papryką. Miał stymulować porost włosów, sprawić, że będą piękne, błyszczące i takie zadbane. No cóż...

Olejek jest opisywany jako: "Naturalny olejek łopianowy w połączeniu z naturalnym ekstraktem czerwonej papryki tworzą skuteczny preparat o sprawdzonym wzmacniającym i pobudzającym działaniu na włosy. Dzięki regularnemu stosowaniu olejek wyraźnie wzmacnia osłabione włosy i stymuluje ich wzrost. Czerwona papryka pobudza mikro-cyrkulacje krwi co ułatwia przenikanie dobroczynnych składników oleju łopianowego w głąb cebulek włosowych. Włosy stają się gęstsze, mocniejsze, lśniące i pełne życia. Odpowiedni pielęgnowane dobrze się rozczesują i lepiej układają."

Skład:  Vegetable oil. SC-CO2 - extract Arctium Lappa (Burdock), Capsium Annuin Resih BHT

Olejek mamy ładnie zapakowany z małą, ciemną, chociaż przeźroczystą buteleczkę. Na zakrętkę, co dla mnie przy takich olejkach jest minusem. Dodatkowo wylot buteleczki jest dosyć duży, i czasami zbyt dużo się go nam wyleje. No cóż, raz, drugi czy nawet trzeci to ja mogę uznać, żem niezdara, czyż nie? Ale co mi po olejku, którego więcej mi spłynie przez palce do odpływu, niż na włosy? No nic, tani jest, jakieś 5-6zł za 100ml, to się o to rzucać nie będę. Wcieram we włosy, trzymam ile mi zalecono na opakowaniu i.. hmmmm. Dwie rzeczy. Sprawa numer 1: jak zmywam delikatnym szamponem, to włosy mam strasznie tłuste. Jak zmywam trochę mocniejszym, to ani śladu działalności olejku. Sprawa numer 2: wcierając we włosy przy głowie - włosy wychodziły mi garściami. Serio, łudziłam się, że to może te słabsze, te w fatalnej kondycji. Ale za każdym razem w wannie stadko włosów radośnie się taplało w wodzie. Bez zabiegów aż tylu włosów nie miałam w odpływie. Ehh... Zaczęłam więc stosować na długość, omijając okolice mej szanownej głowy. No fakt, trochę się lśniły i stały się przez chwilę takie miękkie, ale to potem uzyskałam w całkiem inny sposób (jaki? o tym kiedy indziej). Nic jednak konkretniejszego olejek nie załatwił. Nie wpłynął na porost włosów, nie stały się gęściejsze, mocniejsze i bardziej lśniące na co dzień. Nie układały się lepiej, wręcz gorzej - po stosowaniu olejku (i to w różnych kombinacjach), mogłam zapomnieć o ułożeniu włosów. I najważniejszy minus - nie pachnie. Ja wiem, że to ziołowe, że olejek, ze coś tam, ale w buteleczce jako taki zapach ma, a na włosach go nie ma.
Nie powiem - zawiodłam się. Tylko kurczę nie wiem, czy to ja nie umiem go używać, czy moje włosy stworzyły niecny spisek, coby się pozbyć niechcianego produktu z mojej łazienki? Bo kurczę produkt jest wychwalany. A u mnie właściwie poza wzmożonym wypadaniem włosów i większym przetłuszczaniem się nie zmieniło się nic. Stosuję kolejną butelczynę, od czasu do czasu, bo może wadliwa partia czy cóś. Gdzie tam. Jak efektów nie było tak nie ma. No trudno, znajdę gdzie indziej mój ideał..
A Wy? Miałyście ten olejek?
Pozdrawiam, 
Mirielka